Panuje przekonanie, że polscy nauczyciele pracują najmniej ze wszystkich pedagogów w krajach OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Przed tablicą spędzają 513 godzin rocznie, podczas gdy średnia dla państw OECD to 786 godzin. Ale żaden z polskich nauczycieli nie chce się zgodzić z taką oceną. Podkreślają, że do czasu spędzonego w szkole trzeba dodać pracę w domu, m.in. przy sprawdzaniu kartkówek i przygotowywaniu się do zajęć. Ile to wszystko zajmuje faktycznie godzin?
Pokazać ma to “Ogólnopolskie badanie czasu i warunków pracy nauczycieli”.
O co z grubsza chodzi w tekście na Gazeta.pl – Kraków, którego początek cytuje wyżej? Konspekt:
1. Problem: Ile naprawdę pracują nauczyciele?
2. Problem: Czy praca to tylko stanie przy tablicy, czy również inne aktywności?
3. Problem: Czy przeprowadzane badanie jest poprawne metodologicznie?
4. Problem: Dlaczego nauczycielom wylicza się godziny pracy, a przedstawicielom innych zawodów nie?
Pozwolę sobie sam odpowiedzieć na te pytania, na ile pozwala mi moja wiedza i doświadczenie.
Ad.3 Nie wiem. Musiałbym mieć więcej danych. Nie mam jednak tej niewzruszonej wiary w w poprawność metodologiczną badania, które prezentuje rzeczniczka odpowiedzialnego za nią Instytutu Badań Edukacyjnych. Ankieta to metoda samoopisowa, a w interesie nauczycieli jest pokazać, że pracują dużo (każdy na ich miejscu miałby tę samą motywację). Wyłapie się tych, których doba ma 25 godzin (przykład z artykułu), ale jak się zweryfikuje, cy ktoś 1,5 godziny przygotowania lekcji nie zaokrąglił do 2? Nie mam też niewzruszonej wiary w profesjonalizm ankieterów. Mogą więc z badania wyniknąć różne artefakty, ale tak naprawdę na najpoważniejszy problem wskazuje już rozgrywający się spór o jakość badania. Wyniki i wnioski z niego – niezależnie od ich trafności i rzetelności – mogą gładziutko zostać zideologizowane. Jedni powiedzą, że ich się krzywdzi, drudzy odpowiedzą, że taka postawa wynika z chęci ochrony własnych interesów. Ideologia zawsze szkodzi nauce, tu rozumianej jako dążenie do weryfikacji hipotez obiektywnymi metodami. Czy od wszystkich zaangażowanych możemy tu oczekiwać obiektywizmu? Na tym ostatnim etapie odbędzie się więc najciekawsza, niekoniecznie merytoryczna rozgrywka – o to, czy i jakie praktyczne skutki przyniesie przeprowadzana ankieta.
Ad 1 i 2. Nauczyciele na pewno pracują więcej niż godziny przy tablicy. Przygotowanie zajęć to wyzwanie. Gdy zaczynałem prowadzić jakieś temat na jedną godzinę ze studentami (dla mnie czas najprzyjemniejszy) przypadało jak nic dwa razy tyle na merytoryczne i dydaktyczne przygotowanie. Trzeba było mieć wiedzę, pomysł na ćwiczenia, przemyślane potencjalnie trudne pytania… Głupio się dać złapać na jakieś bzdurze. Do tego przygotowywanie i sprawdzanie kolokwiów i robota papierkowa. Ten dodatkowy czas ulega jednak znacznemu skróceniu wraz z nabywaniem doświadczenia (normalne) i słabnięciem ochoty do pracy (smutne). Nie czarujmy się – nauczyciel, któremu się nie chce, po paru latach pojedzie na autopilocie. Miałem w liceum jednego takiego, który otwierał zeszyt uczennicy z wcześniejszego rocznika i przedyktowywał jej notatki. Ktoś będzie mi próbował wmawiać, że on poświęcał w domu czas na rozwijanie się?
Myślę, że tu jest clue problemu – nie to, ile pracują nauczyciele, tylko ile pracują dobrzy nauczyciele w porównaniu ze słabymi. I jakich bodźców motywacyjnych dostarcza się ambitniejszym osobom, żeby te ich ambicje podtrzymać? Znam przykład z jednej szkoły, w której część kadry (w zdecydowanej większości starsze roczniki) sprzeciwiła się proponowanemu przez dyrektora rozdziałowi nagród pieniężnych. Miało być według zasług, ale protestujący chcieli po równo. Dyrektor, o ile pamiętam, ugiął się, co jak podejrzewam było dość jasnym sygnałem, że nie ma się co starać.
Ad.4 Moim zdaniem to badanie leży w interesie samych nauczycieli. Po pierwsze udowodni, że nie mają 18-godzinnego etatu, jak wierzy wiele osób. Po drugie, może wskazać obszary i elementy, które można modyfikować w celu zwiększenia efektywności ich pracy. Po trzecie, przy odpowiedniej szczegółowości wyników wskaże, że nauczyciel nauczycielowi nierówny. OK, to jest w interesie tylko tych dobrych.
Jestem przekonany, że dobry nauczyciel osiąga swoje mistrzostwo w czasie spędzonych poza szkołą, dokładnie tak jak mistrzostwo sportowca kształtuje się raczej na treningach niż w trakcie krótkich zawodów. Myślę więc, że warto wiedzieć, którzy ciężko trenują i jeszcze ich za to wynagradzać.
Photo by Jiyeon Park on Unsplash
Witam!
Proszę wskazać grupę zawodową która poświęca własne środki na zakup komputerów, drukarek, papieru, itp. aby wykorzystać w pracy zawodowej. Ja nie czekałam ani moje koleżanki aż przyjdą środki z Unii Europejskiej po to aby nauczyć się wykorzystywać technologię cyfrową w nauczaniu. Nie wspomnę o czasie który trzeba było poświęcić na różnego rodzaju doskonalenie własne lub zorganizowane. Dzisiaj mam własny laptop który wykorzstuję na lekcji. Komputeryzacja w innych dziedzinach usprawniła pracę a w szkole nie można niestety tego powiedzieć. Polonista dalej poprawia prace pisemne tak jak dawniej. Dzisiaj prawdopodobie pracuje dłużej bo pismo uczniów jest coraz bardziej mniej czytelne… Matematyk? też podobnie – musi dokładnie analizować sprwadzian aby sprawdzić tok rozumowania ucznia a nie tylko ocenić wynik (dobry czy zły). Tego komputeryzacja niestety nie zmieniła… Ktoś powie – test wyboru. Niestety nie można opierać się wyłącznie na zadaniach zamkniętych. Jeżeli uczeń ma do wyboru jedną odpowiedź z czterech to „strzelając” ma szansę na 25% prawidłowy wynik (zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa). Podobnie jest z innymi przedmiotami. Można poprawić prace w pokoju nauczycielskim po lekcjach? Czy szkoły dysponują pomieszczeniami w których można pracować? Nauka np. fizyki, chemii, i innych przedmiotów raz w tygodniu nie jest łatwa. Wymaga to od nauczyciela perfekcyjnej organizacji czasu pracy. Po drodze różne niespodzianki np. brak prądu, duża grupa uczniów na zawodach, wyjazdy trzecich klas na dni otwarte do szkół ponadgimnazjalnych, choroba uczniów, jakiś zdarzenia losowe i niemały odsetek uczniów styka się z lekcją danego przedmiotu raz na dwa a czasami trzy tygodnie. Presja dotycząca wyników egzaminów zewnętrznych to osobny rozdział spędzajaca sen z powiek. Obecnie na nauczyciela nakłada się mnóstwo innych zadań. Np. tworzenie własnych programów nauczania, praca w różnych zespołach do spraw ewaluacji, do tworzenia pomocy psychologiczno-pedagogicznej, przygotowanie środowiskowej uroczystości, przygotowanie uczniów do konkursu, organizowanie wycieczek itp. Często nauczyciel „okrada” czas rodziny dla szkoły. Każdy widzi jak nauczyciel kończy lekcje i wcześniej wychodzi z pracy. Nie widzi natomiast jak siedzi do późna w nocy bo inni śpią w tym czasie i „przewracają się na drugi bok”
Pozdrawiam.
Nie wydaje mi się, żeby nauczyciele byli wyjątkową grupą, jeśli chodzi o inwestowanie własnych środków w pracę albo różnorodność zadań. Problemem, o którym pisałem w tej notce jest kwestia oceny wysiłku podejmowaną konkretnej osoby. Tak, jak nie ulega dla mnie wątpliwości, że wielu jest nauczycie takich, jak Pani opisuje – ludzi, którym faktycznie spędza sen z powiek myśl o polepszeniu poziomu kształcenia czy poradzeniu sobie z trudnościami w osiągnięciu tego celu, tak też widziałem wielu, którzy „jadą na autopilocie”. Dla tych ostatnich mierzenie czasu pracy jest jest zagrożeniem, dla pierwszych szansą