Jak to o czym? O elektronicznych podręcznikach!
Marzenia te spełnić ma Ministerstwo Edukacji, które planuje zastąpienie papierowych książek – książkami cyfrowymi. Mają być one odpowiednikami wersji drukowanych. Odpowiednikami. To samo 1:1 w wersji elektronicznej.
W taki momencie ja się gubię: to po co to wszystko? Czy jak uczeń przeczyta definicję stułbi z ekranu, to mu wzrośnie automatycznie poziom wszelkich kompetencji?
Każdy, kto choć raz miał do czynienia z interaktywną e-książką dla dzieci wie, że kolory, linki, suwaczki i inne dynamiczne elementy sprawiają, że dziecko i czyta, i uczy się i świetnie się bawi. Zwykle samo, bo poziom zaangażowania utrudnia jakąkolwiek konwersację (a pomoc jest zbędna). Taka książka to coś innego niż Książka. Taka e-książka to hipertekstowy świat, który odkrywa się tu i teraz. Przygotowanie takiego e-podręcznika to oczywiście coś więcej, niż udostępnienie cyfrowej kopii podręcznika do druku. Pytanie, czy Wydawcy będą zainteresowani (widząc korzyści finansowe, prestiżowe itp) w korekcie profilu swojej działalności? Pewnie nie, więc do podręczników będą po prostu dołączane płytki/ kody do pobrania wersji elektronicznych. Krople do oczu dla kujonów – gratis.
Z drugiej strony to pewien ukłon w stronę tych nauczycieli, którzy chcą i potrafią korzystać z TIKów lecz brakuje im sensownych materiałów, przystosowanych do poziomu nauczania w danej klasie i kompatybilnych z wszechmocną podstawą programową. Potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której e-podręcznik jest mądrze używany na zajęciach zamiast np. nieszczęsnej prezentacji .ppt.
Inna sprawa, że poważne wątpliwości budzi kwestia dostępności, i to na kilku poziomach, np.: choć nasze gospodarstwa domowe są naszpikowane elektroniką, to często laptop/komputer/tablet są dobrami wspólnymi – czy obowiązek korzystania z e-książki pociągnie za sobą dofinansowanie jakiegoś sprzętu dla dzieci?; format plików powinien być na tyle elastyczny, by umożliwić korzystanie z różnych “czytników”, także osobom niepełnosprawnym (tu ciekawa dyskusja nt. temat) itp itd
Tak czy siak to kolejny przyczynek do dyskusji o tym, co się dzieje w naszej polskiej klasie wywołany technologiami. Lepsze to niż debaty o mundurkach: każdy się czegoś przy okazji uczy.