Gdzieś od tygodnia na stronie głównej AGH wyeksponowana jest informacja o czwórce młodych badaczy z naszej uczelni, którzy udali się na staż na Uniwersytet Stanforda. To Weronika T. Adrian, Sławomir Gruszczyński, Eliasz Kańtoch i Daniel Prusak. Gratulujemy.
Jednocześnie uczciwie przyznajemy, że ten blog nie pełni roli newslettera i nawet nasza znajomość z jednym ze stażystów (czy raczej jedyną stażystką – pani Adrian pracowała w prowadzonym przez nas projekcie it2edu) nie sprawiłaby, że informacja o ich sukcesie nie trafiłaby “na celownik”, gdyby nie dwie sprawy:
Po pierwsze, “Czwórka” opisuje swoje doświadczenia na blogu “Z AGH na Stanford“. Domyślam się, że to jakiś wymóg fundatora, ale i tak zwracam uwagę, że otwarty także blog, a nie tylko certyfikaty czy raporty do akt, służy podsumowywaniu pracy na stażu. Od alternatyw różni się tym, że ma większy zasięg, także promocyjny oraz że pozwala wszystkim na bieżąco śledzić, czego i jak uczą się stażyści. Zgaduję, że im z kolei pomaga poukładać sobie w głowie, to co widzą i słyszą. Wreszcie ostatnia sprawa – ten akapit byłby może czystym teoretyzowaniem, ale tak się szczęśliwie składa, że blog pisany jest regularnie, dobrym stylem, bogato ilustrowany i porusza bardzo ciekawe tematy. Przyjemnie mi się go czytało niezależnie od moich zainteresowań zawodowych.
Druga rzecz to te wspomniane ciekawe tematy.Nie chcę przepisywać oryginalnego bloga, więc zwrócę uwagę na dwa wpisy: System nauczania w Stanford oraz Culture of Prototyping.
O czym w nich można przeczytać? O nacisku na aktywność (nawet w trakcie wykładu), o zachęcaniu do prób (i błędów), o podporządkowywaniu narzędzi celom (wszędzie IT, ale czasem wystarczy ściana i karteczki samoprzylepne), o dyskusjach i pracy zespołowej, o dostosowywaniu infrastruktury pod studentów (a nie na odwrót)…
Jeśli ta lista brzmi dla kogoś znajomo, to może dlatego, że ma z nami regularny kontakt, trąbimy o tych sprawach, gdzie się da – na blogu, w publikacjach, na konferencjach, na wszelakich spotkaniach, na kursach i szkoleniach. No właśnie, kursy i szkolenia. Bo oprócz trąbienia, to my to się jeszcze staramy wprowadzać w praktykę. Czuję się osobiście podbudowany, że nie jest teoretykiem-idealistą, tylko że jednak próbuję przekonywać ludzi, do czegoś co ma sens, również merkantylny. Ci po Stanfordzie raczej odnoszą sukces w życiu zawodowym.