Spóźniona o wiele lat, jakże potrzebna, debata o polskiej edukacji wywołana planem zakupu laptopów (lub innych komputeropodobnych narzędzi) wywołuje skrajne emocje. I dobrze, bo gorące dyskusje i spory ujawniają nie tylko problemy ale i konkretne rozwiązania.
Debata zorganizowana przez Wyborczą pokazała ponownie, że zasadniczo wszyscy są za ale diabeł tkwi przecież w szczegółach. Niewiadomych jest tak wiele. TIK obnaża, jak zwykle, słabe strony edukacji jako systemu ale pokazuje też, że mówiąc “laptop w szkole” wiele osób myśli o zupełnie różnych kwestiach. Wśród przedstawicieli Rządu Min. Gaj postulowała, by laptop używany był choćby przez kilka minut na lekcji, min. Hall mówiła o przystosowaniu laptopów do wieku dzieci i rozdaniu najpierw sprzętu nauczycielom a min. Boni z kolei mówił o zmianie cywilizacyjnej, stymulowaniu otwartości i uczenia się kooperatywnego. Widać zatem, że bardzo różne cele mają zostać zrealizowane przy pomocy jednej akcji.
I to się może nie udać. Bo to są zupełnie inne wizje.
Wydanie 200 euro po to, by dziecko otwarło laptop i przeczytało na ekranie wierszyk z wgranego wcześniej podręcznika to wizja drastycznie uproszczonej inwestycji. Ale łatwa do zrealizowania. Laptop się zamknie potem w szafce i po sprawie.
Wizja sterowania zawartością i modelowania zachowań użytkowników budzi dreszcz niepokoju. Ktoś będzie decydować o narzędziach właściwych dla 6-latka. Ale kto? Pewnie nie 6-cio latek, niestety. A pół roku, żeby się nauczyć “obsługi laptopa” to chyba jakiś skrót myślowy.
Wizja min. Boni jest tak piękna, że trudno mi uwierzyć w jej realizację. Wypieram ją zatem, aby nie przeżyć rozczarowań.
Kilka głosów z dyskusji:
- Nastolatek spędza 16 godzin tygodniowo przed komputerem. Czy podobną ilość godzin deklarują także studenci kierunków pedagogicznych? (pytanie retoryczne)
- Nauczyciel i uczeń uczą się razem. Każdy czegoś innego. (G. Czetwertyńska, pytanie idealistyczne)
- Po co ten program? Jeśli ma spowodować wzrost kompetencji cyfrowych to może lepiej dać laptopy dorosłym? (D. Batorski, pytanie przewrotne)
- Jak to zrobić, by nauczyciele chcieli tych laptopów dla swoich uczniów? (G. Czetwertyńska, pytanie podchwytliwe)
- Co ze sprzętem dla uczniów z różnymi dysfunkcjami? Czy znajdą się pieniądze na czytniki, przystawki, głośniki? (pytanie kłopotliwe)
Dobrze, by te i inne pytania znajdowały konkretne odpowiedzi. Kreślenie świetlanych wizji powoduje, że to na szkoły i nauczycieli spadnie trudny obowiązek ich realizacji.
A z tym zwykle najtrudniej.
(8.4)
Errata (14.4)
Debata laptopowa w internecie m.in.:
Leszek Hojnacki tutaj 😉
Agata Wiliam, Uniwersytet Dziecięcy na blogu Wiedza i Wyobraźnia
Marcin Polak, Edunews o projekcie jarocińskim
Piotr Peszko, na blogu 2edu
Witam Ponownie
Ciekawa i przyszlosciowa sprawa.
Mysle ze to jest sprawa wazna i laptopy w koncu stana sie normalnym narzedziem w szkolnictwie. To jest oczywiste i nieuniknione. temp zmian na swiecie przyspiesza, i nasze dzieci powinny byc na to gotowe, by moc sprostac przyszloscii budowac bezpieczny swiat.
Mam podejrzenie, że niektóre dzieci są bardziej gotowe niż my. Za to inne nie mają i nie będą miały jeszcze długo takiej szansy. Stąd kwestia laptopów to nie tylko prosty problem infrastruturalno – logistyczny, ale złożona kwestia ocierająca się o zrównoważony rozwój, zmiany cywilizacyjne, równe szanse itp itd. Pociągnięcie za jeden sznurek (czy kabelek raczej) uruchamia bowiem lawinę trudnych, skomplikowanych problemów/ wyzwań.
Agnieszka ! Jakie “trudne i skomplikowane” ???
Po prostu trzeba NATYCHMIAST wyposażyć dzieci w tablety i dostosować oprogramowanie edukacyjne do możliwości ekranów dotykowych !!!
Tu nie ma na co czekać ! Dziecko nauczy się obsługi takiego systemu w czasie krótszym, niż czas potrzebny aby światło dotarło z Ziemi na Księżyc !!!
Ważne są jedynie PROGRAMY, które będą czymś w rodzaju wysokiej klasy programów SYMULACYJNYCH, pozwalających na dowolną zmianę parametrów w trakcie jego użytkowania, dowolne modelowanie analizowanych procesów itp.
Nie ma sensu prowadzić długotrwałych analiz – trzeba zwolnić z pracy kilka tysięcy urzędników edukacji, a za zaoszczędzone pieniądze kupić każdemu uczniowi wysokiej klasy tablet.
TABLET ! A nie “laptok” !